Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!
Download Joomla Templates by NewJackets

Świadectwo Eweliny

Z powodów zdrowotnych nie mogłam uczestniczyć w Pieszej Pielgrzymce na Jasną Górę nad czym bardzo ubolewałam. Nie była to zazdrość, że inni idą, bo zazdrość nie pochodzi od Boga, ale był smutek w sercu że nie mogę dołączyć do pątników...

Czytaj więcej...

Z powodów zdrowotnych nie mogłam uczestniczyć w Pieszej Pielgrzymce na Jasną Górę nad czym bardzo ubolewałam. Nie była to zazdrość, że inni idą, bo zazdrość nie pochodzi od Boga, ale był smutek w sercu że nie mogę dołączyć do pątników...

Ale była ta pewność, że na pewno będę uczestniczyć duchowo, sprawdziłam plan pielgrzymki z zamiarem łączenia się z pątnikami duchowo podczas Eucharystii. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że Jezus zaplanował dla mnie osobisty udział w nabożeństwach...

Dwa dni przed wymarszem pielgrzymki "zrodził" się pomysł , że może by tak zrobić reportaż z pielgrzymki... ale zaraz "zeszłam na ziemię", bo przecież zobowiązania zawodowe, praca no jak to tak nie dam rady, to jest niemożliwe... I jak mawiał bł. Karol de Foucauld "Jezus jest mistrzem rzeczy niemożliwych"...

Udało mi się być pod kościołem św. Jacka w Opolu gdy nasi pielgrzymi wyruszali, i w planach był następny dzień spotkania z nimi na Górze Św. Anny.

Jednak stało się tak, że jeszcze tego samego dnia dałam radę pojechać do Kamienia Śląskiego i uczestniczyć w Eucharystii, było to dla mnie wielkie szczęście i z całego serca dziękowałam Bogu, że mogę być chociaż tutaj.

Następnego dnia również udało mi się dołączyć do pątników gdy wchodzili już na Górę Św. Anny. Mimo że wszystko w czasie zgrać było trudno, a zmęczenie dawało się we znaki jakież było moje szczęście że również tutaj udało mi się być!!!! Przyjąć Pana Jezusa z setkami pątników! Trzeci dzień to były Strzelce Opolskie również była obawa czy dam radę bo zobowiązania zawodowe... Ale dzięki Bogu oczywiście udało mi się. I już myślałam, że to koniec mojego w miarę czynnego pielgrzymowania. Gdy żegnałam pielgrzymów na placu przy kościele św. Wawrzyńca i prosiłam żeby zaniesiono moją intencje do Najjaśniejszej Panienki. Wtedy ponownie pojawił się smutek w sercu, że oni idą dalej, a ja zostaję tutaj, że pójdą, że pokłonią się przed Nią osobiście, że tez tego pragnę... Ale jednocześnie pojawił się spokój w sercu.

Gdzieś tam pojawił się cień nadziei że może w sobotę jak będą wchodzić to może się uda i mnie tam dotrzeć, ale przez natłok zajęć nawet nie było szans żeby o tym pomyśleć. Już nawet przestałam tego pragnąć. Ale "dobroć Boża wyprzedza wszystkie nasze akty, otacza wszystkie chwile naszego życia" (bł. Karol de Foucauld)

W ostatniej chwili dostałam wiadomość o możliwości pojechania na Jasną Górę.

Moment gdy pierwsze grupy pojawiły się na wzgórzu był dla mnie ogromnie wzruszający, Dobry Boże i ja tu jestem, i mnie jest dane się pokłonić... Później emocje targały moim sercem, w głowie tylko jedno "Jezu dziękuję Ci że mogę tutaj być"

Podczas Eucharystii gdy ksiądz mówił aby pomyśleć o intencjach które przynieśliśmy najgłośniej brzmiała jedna.. o dziwo nie ta którą przyniosłam ja , lecz ta którą niósł pątnik, którą miał w sercu podczas całej drogi, podczas trudu na pielgrzymim szlaku.

Emocji nie było końca, w momencie wypowiedzi pierwszych słów "Ojcze Nasz" popłynęły łzy... kolejne "bądź wola Twoja , jako w niebie tak i na ziemi" i wszystko stało się jasne... Jezu to była Twoja wola żebym mogła tu być, to dzięki tobie mogłam dzielić radość, szczęście, wzruszenie z ponad tysiącem pątników. I po raz kolejny przypomniały mi się słowa bł. Karola de Foucauld "W najgorszej nawet słabości można sercem mówić te słowa - Nie moja lecz Twoja wola niech się stanie". Amen.